Łączna liczba wyświetleń

piątek, 3 kwietnia 2015

7.,,wyglądała tak pięknie, kiedy znowu się uśmiechała"

,,Zazwyczaj to zaczyna się przypadkiem, patrzysz na mnie jakoś ukradkiem i nieznacznie nic nie znaczysz dla mnie"

    Wyglądała jak trup, jak prawdziwa śmierć. W jednym momencie wypłynęło z niej prawie cało życie, a jakakolwiek siła umarła. Nie dało się zauważyć, ani cząsteczki, ani elementu różu na jej bladej twarzy, a jej ciemne oczy zastygły w sinych powiekach. Siedziała cicho, spoglądając pusto w ścianę, jedynie czasem jej ciało zadrżało, pod wpływem chłodu, który wlatywał przez uchylone okno. W tym momencie stwierdzenie ,,umiera z miłości" idealnie do niej pasowało. Śmierć z miłości pozornie taka piękna i odważna, wydawała się jedną z najgorszych, akurat w przypadku Sophie. Jej dłonie bezwładnie opadały wzdłuż miękkiego, puchowego koca, którym było okryte jej ciało od stóp do głowy. Była północ, a my siedziałyśmy identycznie jak dziesięć minut temu, godzinę, czy trzy. Co jakiś czas wycierałam łzy, które powoli spływały po jej bladych policzkach, błyszcząc się nieśmiało.
-Dziękuję-usłyszałam jej cichy szept, który wydobył się z jej bezbarwnych do złudzenia ust, przedzierając się przez gęstą ciszę. Spojrzałam na nią, marszcząc czoło.
-Za co?- zapytałam, pocierając nieustannie dłońmi o kolana.
-Spójrz na zegarek- odpowiedziała, wciąż poważna. Byłam pewna, że dobrze robię nie zostawiając jej w tym momencie samej.
-Daj spokój Sophie. Nie potrafiłabym cię teraz zostawić samej- odparłam, delikatnie ją szturchając.
Głuche spojrzenia przerwał dzwonek telefonu. Byłam zaskoczona, ale podejrzewam, że każdy by był, gdyby ktoś do niego dzwonił w środku nocy. Na ekranie wyświetlił się numer Krausa. Uniosłam ze zdziwienia brwi i bez zastanowienia przesunęłam zieloną słuchawkę w prawą stronę. Usłyszałam słodki głos przyjaciela.
-Witaj mała- uśmiechnęłam się po tym jak serdecznie mnie przywitał.
-Co jest Kraus?- odpowiedziałam, nie ukrywając zaskoczenia. Podniosłam się z miękkiego łóżka i na palcach przekroczyłam próg drzwi, po czym najciszej jak umiałam je zamknęłam. Oparłam się o ścianę, po czym ze zmęczenia usiadłam na dywanie.
-Spałaś?- zapytał mnie wesoło Marinus, a ja byłam pewna, że w tym momencie na jego młodzieńczych ustach pojawił się charakterystyczny uśmiech.
-Nie, siedzę z Sophie- odparłam, głęboko nabierając powietrza do zmęczonych płuc.
-A Sophie nie śpi? Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak późno jeszcze funkcjonowała- powiedział, cicho się śmiejąc.
-Podejrzewam, że nie zaśnie do rana..- szepnęłam starając się nie mówić za dużo, bo miałam wrażenie, że to nie było potrzebne, a co więcej, może Sophie sobie tego nie życzyła. Przegarnęłam włosy z twarzy i czekałam, na to, aż ponownie usłyszę głos sympatycznego, niemieckiego skoczka narciarskiego.
-Chora jest?- zapytał mnie, wyraźnie zaciekawiony Marinus.
-Nie...- odezwałam się, urywając w pewnym momencie na siłę głos.
-To o co chodzi?- zapytał Kraus, tak jak się tego spodziewałam.
-Wellinger...- odparłam, nie mogąc się zatrzymać. Po tym jak to powiedziałam, zacisnęłam mocno zęby i mimowolnie zamknęłam oczy.
-Co Wellinger?- zapytał, niczego nieświadomy Kraus.
-Zapytaj go- odpowiedziałam, przewracając oczami.
-Dobra-kontynuował skoczek.
-A mogę wiedzieć dlaczego dzwonisz do mnie o tej godzinie?- powiedziałam, szepcząc. Przetarłam powoli oczy i czekałam na jego odpowiedź.
-Chciałem cię usłyszeć Jasmine.. tak po prostu- usłyszałam po chwili jego słodki głos. Nieświadomie się uśmiechnęłam, szybko wypuszczając powietrze z ust. Bardzo polubiłam tego chłopaka przez ten krótki czas. Biło od niego takie szczęście. Wydawał się być taki zabawny, zawsze uśmiechnięty i sympatyczny. Nie wiem dlaczego, ale budził zaufanie.
-To źle, że dzwonię?- dodał Kraus, przerywając niezręczną ciszę.
-Nie, ale zaskoczyłeś mnie..- odparłam, spoglądając na biały dywan. Nagle poczułam na ramieniu czyjąś dłoń. Wystraszyłam się, a moje dłonie zadrgały, prawie wypuszczając na ziemię telefon.
-O Markus, nie zauważyłam cię- powiedziałam, a mój głos również zadrżał- Marinus muszę kończyć, pogadamy jutro, dobranoc- rzuciłam w stronę telefonu, po czym się rozłączyłam, nie czekając na odpowiedź.
-Nie możesz spać?- zapytał mnie brat, wyciągając w moją stronę dłoń, po czym pomógł mi się podnieść.
-Siedzę u Sophie- odpowiedziałam, przygryzając wargi. Obydwoje po chwili weszliśmy do pokoju w którym siedziała brunetka.Wyglądała tak samo, jak w momencie kiedy wyszłam. Nawet nie drgnęła.
-Sophie, nawet mnie nie wkurzaj, proszę!- odezwał się po momencie Markus, zrzucając z niej ciepły koc. Chwycił ją za rękę i mocno do siebie przytulił-Nie możesz tak no! Idź spać, jeszcze chwila i to wszystko cię wymęczy! Postaraj się chociaż..- kontynuował, odkrywając jej łóżko. Sophie bez słowa weszła pod kołdrę i na siłę zamknęła oczy, kładąc głowę na białej poduszce. Jeszcze chwilę siedzieliśmy i patrzyliśmy jak się męczy, usiłując zasnąć. A co jakiś czas samotna łza wypływała spod zamkniętych powiek. Po dłuższym czasie zasnęła. A ja podniosłam głowę z ramienia Markusa i obydwoje się do siebie uśmiechnęliśmy, po czym zostawiliśmy ją samą.

***
Nałożyłam również na swój talerz, po czym razem z Sophie i Markusem zaczęliśmy jeść sałatkę, którą przygotowała mama. Jak zwykle, wyszła bardzo wcześnie z domu, jak jeszcze cała reszta słodko spała. Pojechała do szkoły, by zapisać mnie na nowy rok szkolny. Dzień był niemalże idealny, by można było go spędzić na zewnątrz. Markus coś wspominał, o spacerze, albo wypadzie do kawiarni na lody i mrożoną kawę, jednak jeszcze nic do końca nie było ustalone. Po śniadaniu wstaliśmy, włożyliśmy rzeczy do zmywarki i usiedliśmy przed telewizorem, zresztą jak to było przez każdy dzień jaki tu spędziłam. Siedzieliśmy i oglądaliśmy właściwie to, na czym akurat zatrzymał się Markus. Tak zleciały grubo ponad dwie godziny, a mi z minuty na minutę coraz bardziej to się nudziło.
-Dobra, koniec, idziemy gdzieś?- zapytał brat, który zdaje się, że czytał mi właśnie w myślach.
-Możemy iść- odparła Sophie, a jej słowa nie ukrywając zaskoczyły mnie i to dosyć mocno. Po chwili podnieśliśmy się z kanapy i we trójkę ruszyliśmy w stronę drzwi, zakładając na nogi buty i letnie kurtki. Miałam nadzieję, że chwilowa poprawa humoru u Sophie to nie kwestia chwili. Wyglądała tak pięknie, kiedy znowu się uśmiechała.